Mam na Imię Emilia, ale wiele osób kojarzy mnie przez pryzmat mojego bloga i kanału na you tube Ciążooporna – dinozaur niepłodności.
Od 6 lat mieszkam i pracuję na Islandii i to właśnie tutaj przez większość czasu próbujemy spełnić nasze marzenie.
Moja historia starań o dziecko rozpoczęła się trywialnie, był ślub to i powinno pojawić się dziecko.
Mieliśmy pierwotnie w planach poczekać rok, ale ja chyba zawsze podświadomie czułam, że może być pod górkę.
Poza tym, wiecie jak to jest jednak presja społeczna robi swoje.
Zaraz po ślubie zaczęły się pytania “Kiedy dziecko?”.
Mimo że miałam tylko 23 lata.
Przyznam uczciwie, że dopiero po kilku latach starań, poczułam to tak w 100%. Trudno jest mi określić dokładnie kiedy to było.
Nie wiązało się to z jakimś konkretnym momentem w naszym życiu. Pamiętam jedynie, że byliśmy już tutaj na Islandii więc to minimum po 2- 3 latach starań.
A tak na marginesie to nie ma nigdy idealnego momentu na podjęcie decyzji o dziecku, dopiero pojawienie się dziecka sprawia, że ten moment jest idealny.
Przez te 8 lat starań przeżyliśmy prawdziwy rollercoaster emocji.
Początkowo były to takie standardowe uczucia czyli nadzieja, ekscytacja i pewność, że brak zabezpieczeń = ciąża.
Szybko okazało się, że to nie zawsze idzie ze sobą w parze.
Szybko ekscytację zastąpił żal, złość, zrezygnowanie.
Jestem typem zadaniowca, dlatego z każdego dołka starałam się wyciągnąć wnioski i działać. U mnie zawsze musi być plan B.
Wiele osób mnie pyta skąd biorę siłę do walki. Nie mam pojęcia, ale staram się czerpać energię od życzliwych osób i bliskich, którzy nigdy nie wątpią w to, że nam się uda.
Od samego początku starałam się zmaksymalizować nasze szanse.
Dlatego od początku starałam się obserwować cykle, by zdobyć wiedzę na temat mojego organizmu.
Dzięki temu szybko zorientowałam się, że coś jest nie tak. Aktywnie udzielałam się na jedynym z portali dla osób starających się o dziecko.
(Zaskoczyło mnie to, że wiele kobiet nie ma pojęcia o tym jak wiele obserwacja cyklu może nam powiedzieć o stanie naszego zdrowia i naszej płodności. I absolutnie nie można się wyśmiewać z kobiet, które nie wiedzą o tym lub mylą pojęcia. Problem leży w edukacji i w tym że seksualności płodność to dalej tematy tabu u nas w kraju. Smutne jest to, że wiele kobiet dopiero w momencie zetknięcia się z problemem niepłodności zaczyna się badać i obserwować.
Rok temu nagrałam film o wizytach u ginekologa w trakcie leczenia niepłodności. Dokładniej o tym, że po wielu latach starań przestajemy odczuwać wstyd przed wizytą. W szczególności tyczyło się to lekarzy płci męskiej. Odbiór tego filmu uświadomił mi jak wielki problem mamy jako Polacy ze stereotypami. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiele kobiet nie bada się ginekologicznie tylko dlatego, że odczuwa wstyd lub partner jest zazdrosny.)
Dzięki wiedzy zdobytej od innych uczestniczek forum oraz obserwacji bardzo szybko udaliśmy się po pomoc. Po pół roku poszłam do lekarza i poprosiłam o skierowanie na badania.
Nie dałam się zbyć, że rok starań to norma i zdrowa para powinna rozpocząć diagnostykę dopiero po roku.
Ja nie byłam nigdy w 100% zdrowa.
Cykle 32-60 dni nie są fizjologią.
I nie dałam sobie wmówić, że “Taka Pani natura”.
Wiedziałam mimo młodego wieku, że trzeba działać i szkoda czasu.
Diagnostykę problemów z płodnością rozpoczęliśmy od podstawowych badań hormonów oraz badania nasienia.
Pierwsze poważne badania diagnostyczne, miałam zrobione na oddziale endokrynologii w szpitalu około 11 miesięcy od rozpoczęcia starań.
Niestety, wiązało się to z małym kłamstwem. By dostać skierowanie, musiałam wtedy powiedzieć, że staramy się z mężem ponad rok.
Równocześnie z moim pobytem w szpitalu przebadał się mój mąż. U niego całe szczęście wyniki były w normie, więc mogliśmy się skupić na mojej diagnostyce.
Moje doświadczenia z lekarzami były bardzo różne.
Moja prawie 8 letnia historia jest bardzo zawiła. Byłam u dziesiątek lekarzy i niestety większość z nich patrząc z perspektywy czasu ma bardzo okrojoną wiedzę lub patrzy przez pryzmat zarobku na cudzym nieszczęściu.
Niestety nie zawsze czułam się dobrze zaopiekowana.
Za każdym razem wizyta u nowego lekarza wiązała się z nową nadzieją.
Za każdym razem lekarz otrzymywał kredyt zaufania, niestety większość z nich nie spłaciła go.
Ja dziś nawet nie mam jak wysłać komornika, który odebrałby chociaż procent za nasz ból, negatywne emocje, kryzysy i stracone lata.
Większość nie szukała przyczyny, nie drążyła – zbywali nas słowami: “Macie jeszcze czas, jest Pani młoda”, “Proszę się nie martwić cyklami, taka Pani natura”, i mój hit:
“Jest Pani zdrowa, musi się Pani modlić. Za wizytę należy się 300 zł”
Dopiero po 5 latach starań i po nieudanej inseminacji w jednej z klinik leczenia niepłodności, trafiliśmy do lekarza, który zdiagnozował mnie w 2 miesiące.
Do tej pory słyszałam tylko, że jest wszystko w porządku i że to niepłodność idiopatyczna.
Niepłodność idiopatyczna – wg mnie raczej idiotyczna. Nic się nie dzieje bez przyczyny.
Mam wrażenie, że to hasło zostało wymyślone przez kliniki jak ja to mówię zarabiania na niepłodności. Łatwiej jest powiedzieć parze, że są zdrowi i że tak się czasami zdarza a jedynym wyjściem jest inseminacja i ivf.
Jak nie wyjdzie to trudno, można zrobić kolejną procedurę, prawda?
80% kobiet które piszą do mnie po nieudanych transferach in-vitro nie miały przeprowadzonych podstawowych badań typu krzywa insuliny czy pełen panel tarczycy.
W większości przypadków potwierdza się, że winę za niepowodzenie może ponosić przykładowo insulina.
Dlaczego nikt nie zlecił tego przed kosztowną procedurą…
Nie wiem, tzn wiem ale niech każdy odpowie sobie na to pytanie.
Jako uzupełnienie poprzedniego pytania o zaufanie do lekarzy.
Tak, trzeba ufać lekarzowi i nie można się diagnozować samemu na forum internetowym, ale to jest też nasze zdrowie.
Ja nauczona doświadczeniem zaczęłam konsultować każdą diagnozę z innymi specjalistami. Dużo też czytam publikacji i książek naukowych.
I tak po 5 latach stagnacji usłyszałam diagnozę a właściwie całe kombo już.
Czasami śmieję się, że jak Stwórca dzielił pomiędzy ludzi jakieś przypadłości to zbliżał się koniec jego “dniówki” i obdarzył mnie większością (oczywiście to taki śmiech przez łzy i trochę czarny humor)
CIĄŻOOPORNOŚĆ W MOIM WYKONANIU:
PCOS, insulinooporność, hiperinsulinemia poposiłkowa, hiperprolaktynemia, niedoczynność tarczycy, hashimoto, hiperandrogenizm (zbyt wysoki DHEAs androstendion), nietolerancja glutenu, laktozy, trombofilia wrodzona mutacje: MTHFR 1298ac, Leiden, PAI, DTR, DTRR, nieszczelne jelita, endometrioza, czynnik immunologiczny…
Przypomnę, że 3 lata temu według lekarzy z kliniki leczenia niepłodności byłam całkowicie zdrowa, mimo że wiele moich zgromadzonych wyników i badań wskazywały jednoznacznie na większość z tych chorób a przynajmniej było sygnałem do poszerzenia diagnostyki.
Wiele osób mówi mi, że podziwia mnie za to że tak otwarcie mówię o naszym problemie. Ale z tym to różnie bywało.
Jestem osobą która stara się raczej uprzedzać głupie pytania i komentarze.
Dlatego często mówiłam o tym że mamy problem.
Przeszłam jednak kilka etapów załamania, a nawet otarłam się o stany depresyjne.
Zbudowałam też całkiem sporą skorupę i udawałam, że mnie to nie rusza.
Wtedy zaczęłam pisać bloga i ten oficjalny coming out dopiero pozwolił wyjść na prostą.
Mam ogromne szczęście, że nasi bliscy od razu wiedzieli o tym, że się staramy i o problemach i obdarzyli dla nas ogromnym wsparciem.
Wracając do wątku z otwartością na dzielenie się z innymi naszą historią, firmując to poniekąd moim wizerunkiem.
Najpierw zaczęłam pisać na ovufriend pamiętnik.
To była pewna forma terapii i pomagało, ale anonimowo to na działa na każdego.
Mam wrażenie, że na mnie na dłuższą metę nie zadziałało.
Czułam, że trzeba wyjść z tym z szafy i pokazać światu że niepłodność to nie jest powód do wstydu.
Początkowo blog był takim moim coming outem. Choć większość bliskich znajomych wiedziała o tym, że nie możemy mieć dzieci i walczymy, to Ci dalsi dowiedzieli się dopiero kiedy zaczęłam nagrywać na you tube.
Wtedy już nie dało się ukryć, że Ta Ciążooporna to Emilia koleżanka ze szkolnej ławki, czy sąsiadka.
Moje media społecznościowe, blog i kanał na you tube to miejsce gdzie mogę bezkarnie wywalić emocje.
I taki był mój pierwotny zamysł.
Z czasem stało się też to miejscem z pewną misją.
Miejsce gdzie każdy kto ma taki problem jak ja, może się upewnić, że to co przeżywa nie dotyczy tylko jego.
Miejsce gdzie mogę głośno krzyczeć #weźniepytaj, do ludzi którzy mają w swoim otoczeniu znajomych u których przewlekle nie pojawia się dziecko.
To w końcu miejsce, gdzie mogę moją historią pomóc innym.
Mogę pokazać, że każdy ma prawo powiedzieć lekarzowi “SPRAWDZAM”.
Powiedzieć innym – masz prawo płakać, krzyczeć i przeżywać co miesiąc żałobę za dzieckiem niepoczętym. Nie możemy dać się zepchnąć na margines społeczny. Posiadanie dziecka nie jest szczytem osiągnięć życiowych.
Mamy prawo żyć i być szczęśliwymi.
Nie możemy odkładać życia na później i dać się opanować tej ciążooporności. Im więcej osób się dowie o tym co przeżywamy i na czym polega walka tym łatwiejsze będzie życie nas niepłodnych.
Po wielu latach staram się doszukiwać pozytywów naszej walki, pisałam o tym na blogu i mówiłam w filmie na kanale.
Dzięki niepłodności, mojej działalności na ciążoopornej ale też na forum ovufriend poznałam dziesiątki fantastycznych ludzi. Wiele tych znajomości przerodziło się już w przyjaźnie.
Trudno jest mi sobie wyobrazić moje życie bez tych osób.
Dzięki temu, że jestem dobrze zdiagnozowana mam szansę na świadome, zdrowe i długie życie u boku mojego męża.
I właśnie dochodzimy do sedna sprawy.
Nasza walka o dziecko, pomimo wielu kryzysów wzmocniła naszą miłość.
Wiem, że to nie ja jestem winna temu. Winne są policystyczne jajniki, endometrioza, insulina, trombofilia itd.
Trudna jest jedynie ta żałoba, którą przeżywam co miesiąc, ale wypracowaliśmy taki mały rytuał.
Za każdy negatywny test czeka na mnie butelka ulubionego wina i ulubione “zakazane smakołyki”.
To nie pomaga, ale też nie szkodzi i tak w minimalnym stopniu koi to moje złamane serduszko.
Emilia – dinozaur_nieplodnosci
Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!