Jestem za in vitro

Przez całe moje dotychczasowe życie starałam się żyć z boku społecznych, politycznych i obyczajowych dyskusji. Nie byłam za szczepionkami, ani przeciwko nim. Dzieci zaszczepiłam, ale przyjmuję zdanie tych, którzy tego nie robią.

Zastanawiałam się kiedyś, czy jest takie zagadnienie społeczne, które spowoduje, że stanę po konkretnej stronie barykady i będę otwarcie, publicznie mówić o swoim zdaniu, swoim stanowisku. Ciężko było coś wymyślić. No bo jestem przeciwko stosowaniu przemocy wobec dzieci, jednak nie pisałam komentarzy pod postami, ewentualnie coś „polubiłam” na fb. Bez większego zaangażowania. Więc czy jest takie zagadnienie, które mnie poruszy i uaktywni?

Tak. Jest.

In vitro.

Jestem za in vitro. Zdecydowanie nie przekonują mnie argumenty drugiej strony. Jestem za in vitro na tyle zdecydowanie, że postanowiłam napisać o tym na blogu. Otwarcie i wprost. Nie między wierszami wspominać, że ja też przeszłam procedurę in vitro, ale że jestem ZA. Uważam, że to cudowne wsparcie w leczeniu niepłodności. Cud dla wielu rodziców. W niektórych przypadkach jedyna możliwość zostania rodzicami. Okupiona niesamowitym stresem, napięciem i lękiem o przyszłość.

Niełatwa, pełna dylematów, ale dająca szansę i nadzieję na rodzicielstwo. W wielu przypadkach spełniająca te marzenia.

Przyjmuję do wiadomości argumenty drugiej strony, ale ich nie czuję, nie zgadzam się z nimi. Po prostu nie. Bóg powiedział, że mamy czynić sobie ziemię poddaną. Rozwój medycyny nie jest przeciwko Sile Wyższej.

Oczywiście, że było by lepiej gdyby nasze organizmy działały bez zarzutu. Ale robimy przeszczepy, ingerujemy w bardzo zaawansowany sposób w ratowanie, przedłużanie i kreowanie życia.

In vitro jest dla mnie kreowaniem życia.

Oczywiście, że byłoby najlepiej, gdyby pary decydujące się na dziecko zachodziły w ciążę naturalnie, ewentualnie przy niewielkim wsparciu medycyny. Chyba tego chcieliby wszyscy.

Ale tak nie jest. Świat ma w sobie zagrożenia i wyzwania. Choroby są wyzwaniami. Tak po prostu jest. A ludzie mogą się nauczyć radzić sobie z zagrożeniami i przeciwnościami. I robią to na różne sposoby. Także przez rozwój medycyny, technologii. Także przez pracę nad sobą i swoim osobistym rozwojem.

In vitro to ostateczność dla par starających się o dziecko. Dla lekarzy też.

Cały czas ludzie nauki pracują i wymyślają leki, sposoby i metody na to, żeby leczenie różnych chorób było ekonomiczniejsze, skuteczniejsze, szybsze, mniej bolesne…

Pacjenci ze swojej strony też mogą coś robić, aby nie czuć się ofiarami eksperymentów, lekarzy czy własnej słabości. Ale aby czuć się partnerami we własnym leczeniu.

Mogą zmienić styl życia na sprzyjający zdrowiu, stosować badania profilaktyczne, inaczej się odżywiać, uprawiać sport, zrezygnować ze szkodliwych używek, pracować nad swoją psychiką, lepiej radzić sobie ze stresem dnia codziennego. Mogą nauczyć się akceptować swoją chorobę, nauczyć się żyć z nieuleczalnym.

Możliwości osób dotkniętych chorobą, jakąkolwiek chorobą są ogromne.

Pamiętajmy, że mogą też wybierać sposób leczenia który pomoże im odzyskać zdrowie i/lub poprawi jakość życia.

Jestem coachem płodności. Moim zadaniem jest nauczyć osoby dotknięte niepłodnością życia ze swoją chorobą, tak, żeby nie przysłoniła całego życia. Nauczyć się ją akceptować, radzić sobie z emocjami, ze stresem, lękiem, poczuciem winy, z relacjami społecznymi związanymi z brakiem dziecka.

I jednocześnie szukać możliwości i sposobów na zajście w ciążę. Dopóki fizjologicznie jest to możliwe lub kiedy dana osoba powie „dość”.

Bardzo bym chciała, żeby coaching płodności który ma zmienić sposób myślenia i „odblokować” psychicznie płodność był wystarczającym narzędziem w leczeniu niepłodności. Mam poczucie, że my, ludzie mamy w sobie taki potencjał. Czasami jednak trudno jest go uruchomić, odblokować, uwierzyć w taką cudowną możliwość. Czasami też jest tak, że choroba jest niezależna od psychiki (na przykład zrosty jajowodów) i wtedy rolą coachingu płodności jest albo przeprowadzić mentalnie pacjentkę przez leczenie i zaawansowane procedury medyczne, myślę tu o in vitro, albo, jeśli z jakichś względów tego nie chce – nauczyć ją rozumieć sens tego, co ją spotkało. Przekonać, że można żyć szczęśliwie i poczuć się spełnioną mimo braku dziecka.

Mam ogromy szacunek dla osób które decydują się podjąć wyzwanie rzucone przez los i nie poddają się swojej chorobie tylko szukają rozwiązań.

Czasem takim rozwiązaniem w przypadku niepłodności jest in vitro.

Czasem umiejętność pogodzenia się z tym, czego nie możemy zmienić.

Zależy to od danej osoby, a w zasadzie od pary, która chce mieć dziecko.

Dziś sejm przyjął uchwałę o in vitro.

Pierwszy raz temat z przestrzeni publicznej zmobilizował mnie do publicznej wypowiedzi i zajęcia konkretnego stanowiska. Jestem za in vitro.

Ale chciałabym, żeby nie było ono konieczne do zajścia w ciążę.

PS.

Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!

(25.06.2015)