Kiedy faktycznie należy zacząć starania metodami wspomaganego rozrodu?

Dostałam maila, który stał się tekstem na blog w ramach akcji #niepłodnośćmojasiła. Temat przewodni to: Kiedy faktycznie należy zacząć starania metodami wspomaganego rozrodu?

I na pewno nagram o tym podcast!

Gosia podała powód do dyskusji o tym, że lekarze w zasadzie nie szukają przyczyn niepłodności, nie zwracają uwag na stres w życiu pary starającej się o dziecko, nie mówią w gabinecie o konieczności wprowadzenia zdrowego stylu życia, tylko… w razie złych wyników kierują na in vitro.

Czy to jest słuszne podejście?

Oczywiście są sytuacje, kiedy in vitro jest wybawieniem i ostatnią szansą na rodzicielstwo.

Jednak czy nie przechodzimy tej procedury zbyt pochopnie, nie wykorzystując innych sposobów poprawy swojej płodności?

Identyfikuję się z postulatem Gosi, ponieważ sama przeszłam procedurę in vitro, w gratisie dostałam jeszcze hiperstymulację 😉 a okazało się, że problemem u mnie jest insulinooporność.

Wystarczyły trzy miesiące diety, żebym w sposób naturalny, po 6 latach walki zaszła w ciążę.

Przeczytaj maila:

„Cześć,

super podcast. Naprawdę daje dużą dawkę pozytywnej energii. Piszę, ponieważ chciałam się w zasadzie podzielić taką obserwacją…może Ciebie zainteresuje poruszenie tego tematu w podcastach.

Kiedy faktycznie należy zacząć starania metodami wspomaganego rozrodu?


Tutaj kontekst:
Moja sytuacja. Mam 27 lat, narzeczony 25 lat. Po niecałym roku starań, a właściwie od razu zaczęłam się przejmować tym, że ciąża nie przyszła natychmiastowo. Może dlatego, że mam zdiagnozowaną endometriozę (torbiel czekoladowa) i po prostu panikowałam.

Chodziłam do ginekologów namiętnie, jakby to miało sprawić, że zajdę nagle w ciąże.

Któryś z kolei ginekolog stał się takim na dłużej, bo stwierdziłam, że nie mogę tak skakać od gabinetu do gabinetu.

No i ten ginekolog zaproponował, że możemy usunąć torbiel, ale najpierw konieczne jest wykluczenie innych przyczyn niepłodności, to znaczy, na przykład podstawowe badanie nasienia partnera.

Badanie było zrobione 2krotnie w kilkutygodniownym odstępie czasu i wyszło raz kiepskie (ale wciąż nie tragiczne) jeśli chodzi o parametry, a za drugim razem tragiczne, bo ze względu na zbyt małą liczbę plemników po prostu nie podano w ogóle żadnych wartości liczbowych, tylko komentarz o „pojedynczych plemnikach w polu widzenia”.

Poszłam z tym do mojego ginekologa, który tragicznym tonem stwierdził, że z takimi wynikami nie ma szans na ciążę naturalną i możemy „próbować” przez in vitro…

Ja w pierwszej chwili się załamałam. A potem zaczęłam to przetwarzać… i myślę, na ile brać coś takiego do siebie?

Staramy się niecały rok… Mieliśmy dużo stresu…

Na ile ten stres ma wpływ na męską płodność?

Widać w tych wynikach, że przecież parametry nasienia potrafią się bardzo różnić w odstępach kilku tygodni!

Jak wrażliwe muszą być w takim razie na czynniki zewnętrzne…

Nie chce mi się wierzyć, że to wyrok na zawsze…

Chodzi mi o to, na ile lekarze słusznie przedstawiają nam to w takich czarnych barwach?

Mąż siostry miał dokładnie takie same wyniki… a teraz mają dwójkę dzieci naturalnie!

Moim zdaniem ten temat jest bardzo ciekawy z tej perspektywy, że same starania przez in vitro czy inne metody wspomaganego rozrodu wprowadzają ogromny stres w życie pary.

Słyszałam o co najmniej kilku takich przypadkach, że para starała się o dziecko kilka lat, mieli kilka prób in vitro, a ostatecznie zaszli w ciążę naturalnie…

Tutaj mi się nasuwa myśl, czy lekarze nie wciskają nam na siłę tego in vitro, może z chęci zysku, a może z braku holistycznego podejścia do zdrowia organizmu?

Chyba żaden lekarz nie powiedział mi o tym jak ważne jest zdrowe odżywianie i na przykład ruch.

Tego dowiedziałam się z internetu.

Ale łatwo jest powiedzieć, że in vitro to dla nas jedyna szansa…

Co o tym wszystkim sądzisz? Myślę, że to mega ciekawy temat na podcast.

Pozdrawiam serdecznie,

Gosia”

A co Ty o tym sądzisz?

napisz do mnie maila: monikaszadkowska@chcemiecdziecko.pl

Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!