Początki moich starań o dziecko były zapewne takie same, jak u większości staraczek. Było dużo namiętności i bliskości z mężem, było dużo śmiechu i radości z tego, że być może zaraz się uda i będziemy w ciąży.
To były piękne czasy, nawet pomimo negatywnych testów. Człowiek myślał wtedy, że jeśli nie udało się teraz, to uda się w następnym cyklu.
Do dziś pamiętam mój pierwszy test ciążowy, oboje z mężem w napięciu odliczaliśmy te 3 minuty czekając na wynik. Pomimo negatywnego testu, nie było płaczu i żalu.
Wtedy chętnie też odwiedzaliśmy rodziny z małymi dziećmi, zawsze w sklepie gdy przechodziliśmy kolo działu dziecięcego śmialiśmy się, że już niedługo będziemy tu stałymi bywalcami.
Z uśmiechem na twarzy mijaliśmy ciężarne kobiety, wyobrażając sobie moment, gdy to ja będę chodzić z takim brzuszkiem i gdy to mi mąż będzie wiązał sznurówki w butach.
Z takim nastawieniem żyliśmy ponad rok.
Po tym czasie niepłodność pokazała nam swoją prawdziwą twarz, wtedy dowiedzieliśmy się że mamy małe szanse na naturalne poczęcie dziecka.
Zaczęły się wizyty po lekarzach, tony leków, witamin, badania, zabiegi.
Spędziłam masę czasu na różnych forach, szukając informacji co może nam pomóc.
Ja się załamałam, mąż stracił wiarę. Oddaliliśmy się od siebie.
Nasza niepłodność postawiła między nami mur.
Maż zamknął się w sobie, ja szalałam ze złości i wszystkie swoje frustracje wyładowywałam na najbliższych.
Byłam podła dla siebie i innych.
Zaczęłam unikać kontaktów rodzinnych.
Skończyły się wizyty u znajomych, którzy mieli dzieci.
Działy dziecięce w sklepach zaczęłam omijać szerokim łukiem, a na ciężarne kobiety patrzyłam z pogardą.
W ciągu roku z wesołej i radosnej kobiety, stałam się wrakiem. Nienawidziłam siebie, mojego męża i naszego życia bez dziecka.
Z miesiąca na miesiąc było tylko coraz gorzej. Kolejne znajome w ciąży, setki zdjęć małych dzieci na fb, na forach nowe ciąże, tylko u mnie nic.
Tkwiłam w zawieszeniu. Był taki moment, gdzie z moim mężem rozmawialiśmy tylko o pracy i o tym, co będzie na obiad.
Bliskość między nami nie istniała. Nie współżyliśmy. Czasami miałam wrażenie że mieszkamy ze sobą jak obcy sobie ludzie.
Gdy po jakimś czasie zaczęło się między nami w końcu układać, moja siostra oznajmiła że jest w ciąży i będzie miała córeczkę.
Wtedy mój świat rozpadł się na milion kawałków. Znienawidziłam ją, unikałam kontaktów. Nie odwiedziłam jej po porodzie, nie poszłam na chrzciny jej córki. Nie mogłam patrzeć na jej szczęście.
Niepłodność po raz kolejny wygrała, najpierw poróżniła mnie z mężem, później zabrała mi siostrę.
Nadszedł moment, gdy postanowiłam pójść do psychologa. Bałam się tej wizyty, nie wiedziałam, czy będę umiała obcej osobie powiedzieć o swoich problemach.
Od psychologa usłyszałam że na chwilę obecną muszę pogodzić się z tym, że nie mam dziecka. Tyle zapamiętałam z tej wizyty. Nigdy więcej już tam nie poszłam.
Od tamtej pory minęły już cztery lata naszej walki.
Niepłodność nadal wygrywa.
Między mną i moim mężem nadal jest źle. Straciłam kontakt z siostrą. Nie mam już żadnych bezdzietnych koleżanek.
Czuję się nic nie warta dlatego, że nie mam dziecka.
Czuję się wykluczona z życia.
Moja historia nie ma happy endu i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie miała.
Na chwilę obecną szukam w sobie siły do walki o to, żeby w ogóle żyć i funkcjonować.
Niepłodność 1:0 Ja
A.
PS. W sumie to jeszcze sama w to nie wierzę, ale dziś rano mój mąż przyszedł i mnie przytulił. Tak po prostu.
Powiedział że czytał to, co napisałam.
Moją historię pisałam na komputerze w Wordzie, aby to wszystko najpierw jakoś posklejać do siebie, i na koniec zapomniałam to usunąć.
Mąż później korzystał z komputera i to przeczytał.
Nawet trochę rozmawialiśmy o tym, pierwszy raz od dłuższego czasu.
Czas pokaże co będzie dalej.
Ale chciałabym kiedyś móc dopisać szczęśliwy koniec tej historii i dać komuś nadzieję, że marzenia się jednak spełniają.
Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!