Dzień dobry,
Może kilka słów o mnie. Mam 34 lata, mniej więcej od roku staramy się o dziecko. Wcześniej podchodziłam do tego tematu na luzie, na zasadzie – co ma być to będzie. Kilka miesięcy po ślubie – czyli od zeszłych wakacji, stwierdziliśmy, że zabieramy się do pracy, bo nie ma na co czekać. Kolejne nieudane próby powodują u mnie frustrację, każda miesiączka to porażka, którą opłakuję w samotności. Wiem, że jest wiele kobiet, które starają się o dziecko od wielu lat – sama takie znam. Mimo wszystko uważałam, że mnie to nie spotka, bo zajście w ciążę nie może być trudne.
Najtrudniejsza do zniesienia jest reakcja otoczenia, a dokładniej ,,koleżanek” z pracy. W ostatnim czasie dwie urodziły dzieci, jedna jest ode mnie starsza, druga młodsza. Ich ciąże też nie były na zawołanie, ale po wieloletnich staraniach. Córka innej koleżanki urodzi za kilka dni…
Czasem słyszę komentarze – jak to możliwe, by przez rok nie zajść w ciążę?
Jak widać, jest to możliwe. Na początku, kiedy słyszałam te komentarze, było mi bardzo przykro. Teraz już się trochę uodporniłam. Na szczęście mam wsparcie w mojej rodzinie, w mamie i siostrze . One też to przeżywają na swój sposób, ale rozumieją mnie i moje obawy. I tu jest chyba problem ze mną, bo mam poczucie, że zawiodę moich rodziców, jeśli nie będę miała dzieci. Wiem, że marzą o wnukach. Moja siostra nie ma dzieci z wyboru, więc ja jestem jedyną nadzieją. To moje myślenie jest bez sensu, bo to są tylko moje wymysły. Oni po prostu chcą szczęścia dla swojej córki i normalnie, jak rodzice, przeżywają wszystkie niepowodzenia.
Mam dwie przyjaciółki, które próbują zajść w ciążę dłużej ode mnie. Jedna z nich jest dość skryta i nie potrafi o tym rozmawiać. Druga zaś jest bardzo otwarta i już nie raz wyciągnęła mnie z dołka. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo to dzięki niej jeszcze nie zwariowałam.
Mój mąż chce dziecka, ale nie tak bardzo jak ja. Jeśli dziecka nie będzie, to dla niego świat się nie skończy. Jest bardzo dobrym człowiekiem, kochamy się, ale czuję że z tym problemem jestem sama. Z resztą kiedyś nawet powiedział, że on nie potrafi wspierać w takich sytuacjach, że jego to przerasta. Nie mam pretensji, rozumiem że nie każdy potrafi odnaleźć się w takiej sytuacji. Jemu też nie jest łatwo, bo wie jak bardzo mi zależy na dziecku. Ma poczucie, że to też jego wina, jeśli można mówić o winie. Jest ode mnie starszy o kilka lat. Prosiłam go o zrobienie badań nasienia, ale po wstępnej aprobacie, nic nie zrobił od kilku miesięcy. I to jest kolejny problem, bo mam poczucie, jakby mu nie zależało. Nie wiem, jak do niego dotrzeć, by delikatnie uświadomić mu, że to dla mnie bardzo ważne. Chciałabym choć trochę zmniejszyć poczucie mojej bezradności.
Bardzo chcę dziecka. Czasem sobie wyobrażam jak chodzę z nim na spacer, kupuję ubranka. Kolejne niepowodzenia powodują u mnie lęk, że to się nigdy nie spełni, że w moim życiu będzie pustka, której nie będę potrafiła niczym zapełnić.
Odczuwam bezsilność, ponieważ nałożyło się kilka problemów. Problemy z poczęciem. kredyt, budowa domu, problemy w pracy. Jeden problem wynika z drugiego. Czuję, że stoję pod ścianą. Nie czuję się dobrze w pracy, myślałam, że po zajściu w ciążę pójdę na zwolnienie, potem na urlop wychowawczy. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Może stres związany z pracą i kredytem utrudnia mi zajście w ciąże. Mam poczucie uwięzienia i ogromnej bezsilności…
Moja odpowiedź:
Bardo dziękuję za Pani list!
Porusza w nim Pani kilka spraw kluczowych jeśli chodzi o psychikę, przekonania i lęki wynikające z niepłodności.
Pisze Pani, że staracie się z mężem od roku. Nie wspominała Pani czy, są to tylko starania „naturalne”, czy jest Pani pod opieką lekarza? Jest Pani diagnozowana, leczona?
Czy wiadomo, czy są jakieś nieprawidłowości w funkcjonowaniu organizmu, hormonów? Domyślam się, że tak.
No i oczywiście, mąż powinien iść zrobić badania! W końcu o dziecko staracie się we dwoje! Nie przekonuje mnie argument, że dla mężczyzn badanie nasienia jest trudne. Bo my, kobiety leżymy na fotelach ginekologicznych z ogromnym dyskomfortem – nie znam kobiety, która by to lubiła, a jednak w imię wyższych celów i zdrowia to robimy.
Myślę, że powinna porozmawiać Pani z mężem i powiedzieć, że zależy Pani na tym, żeby zrobił te badania. W końcu dziecko będzie wspólne. A jeśli nie chce robić badań, to może mu wcale na posiadaniu dziecka nie zależy? I dla niego pogodzenie się z bezdzietnością będzie łatwe? Ma do tego prawo, ale jest jeszcze Pani i są Pani potrzeby, oczekiwania, plany… I Pani może nie wyobrażać sobie życia bez dziecka, przynajmniej przed sprawdzeniem wszystkich możliwych opcji. Czyli nie pogodzi się Pani z brakiem potomstwa bez dokładnej diagnozy własnej i męża, starań, leczenia. Najpierw będzie chciała Pani wypróbować możliwości. Potem może się zastanawiać, co dalej. A mąż już teraz, na etapie pierwszych, podstawowych diagnoz ucieka, nie bada się. Coś tu jest nie tak…
Ja wiem i rozumiem, że wielu mężczyzn nie umie i nie chce rozmawiać o niepłodności. W ogóle o trudnościach i emocjach. Nie wiedzą jak pocieszać swoje partnerki i żony, gubią się w naszych stanach emocjonalnych a sami też przeżywają lęk przed tym, że „nie przedłużą rodu”. Ale to nie usprawiedliwia niechęci do badań! Tę kwestię musi Pani z mężem dokładnie wyjaśnić!
Kolejna rzecz, to relacje z otoczeniem. Ciąże wokół po prostu same wchodzą w oczy. Jak na złość w najbliższym otoczeniu koleżanka, kuzynka jest w ciąży. Pamiętam to uczucie złości i bezsilności, kiedy w mojej pracy widziałam jak koleżance rośnie z dnia na dzień brzuch… To było przygnębiające. Dopiero potem zrozumiałam, że skoro sama pragnę dziecka, to nie powinnam niechęcią i złością reagować na czyjąś ciążę. Na zasadzie wysyłania w świat dobrej lub złej energii. Skoro wysyłam złą, niechętną ciążowym brzuszkom energię, to ciąża do mnie samej nie przyjdzie – tak to sobie wytłumaczyłam. Doszłam do wniosku, że powinnam w jakiś pozytywny sposób reagować przynajmniej na brzuszki – i zaczęłam puszczać „oczko” w ich stronę. Po jakimś czasie było mi lżej a widok kobiety w ciąży wywoływał odruch konieczności puszczenia oczka. Zostało mi to do dziś 😉
Zachęcam do wymyślenia swojego sposobu na wysyłanie w stronę ciężarnych kobiet dobrej energii, na pewno przyniesie to emocjonalną ulgę!
Co do reakcji otoczenia, komentarzy, przygadywania innych – cóż… nie mamy wpływu na innych ludzi ani na ich reakcje. Ale mamy wpływ na siebie! I to jest dobra wiadomość, bo to, czy czyjeś nieprzemyślane teksty Panią zabolą, zależy od Pani nastawienia.
Dobrze, że ma Pani przyjaciółki, z którymi dzielicie się troskami, przeżywacie czas starań. To zawsze pomaga, jak jest obok ktoś, kto wysłucha, zwłaszcza, jeśli mąż nie sprawdza się w tej roli.
Bardzo ważna sprawa o której Pani pisze w związku ze swoją rodziną – poczucie, że zawiedzie Pani rodziców. Słusznie sama Pani zauważyła, że takie myślenie jest bez sensu. Oczywiście, że najbliżsi chcą Pani dobra! Jeśli się martwią, to dlatego, że życzą Pani szczęścia i spełnienia marzeń. Zrozumiałe jest również to, że pewnie chcieliby mieć wnuki. Ale to nie zależy od nich. A od Pani tylko do pewnego stopnia. Jeśli poczuje Pani, że dręczą Panią myśli, których wolałaby nie mieć, nie zastanawiać się nad nimi, proszę je spisać na kartce. Wszystkie jakie przyjdą do głowy. A potem kartkę podrzeć lub spalić. Jeśli myśli znowu zaczną się pojawiać, niech pozwoli im Pani po prostu „przepłynąć” przez głowę, zaraz na ich miejsce przyjdą inne, przeważnie przyjemniejsze.
Sztuka szczęśliwego życia polega na tym, że umiemy zauważyć i uznać, że są sprawy, na które nie mamy wpływu. Po prostu swoją bezsilność.
Wiem, że to nieprzyjemne uczucie, ogromna niemoc, pojawia się chaos i poczucie braku kontroli nad życiem, planami. Jednak dopóki walczymy, dopóty czujemy się źle, czujemy złość, bunt, rozpacz. Umiejętność pogodzenia się z rzeczami na które nie mamy wpływu pozwala przestać walczyć i daje siłę na skierowanie się na te sprawy w życiu, na które mamy wpływ. Bardzo dokładnie opisałam bezsilność i to jak sobie z nią poradzić w swojej książce „Chcę mieć dziecko”. Gorąco polecam ją przeczytać. Myślę, że znajdzie w niej Pani rozwiązania na wiele ze swoich problemów wynikających z pragnienia dziecka.
Kredyt, budowa domu, chęć zmiany pracy, poczucie bycia pod ścianą. Był plan do zrealizowania, a tu przysłowiowa „lipa”. Uważam, że faktycznie nałożyło się kilka problemów, a stres na pewno utrudnia zajście w ciążę. Choćby dlatego, że napięty organizm, napięte mięśnie, pełno kortyzolu we krwi (czyli hormonu stresu) utrudnia niektóre procesy przebiegające w organizmie. A płodność, dojrzewanie jajeczka to bardzo delikatny proces.
Polecałabym nauczyć się systematycznie relaksować. Oczywiście jest o tym odpowiedni rozdział w książce.
Na dobry początek może jakiś sport? Albo ciepła, wieczorna kąpiel w piance? Słuchanie relaksacyjnej muzyki? Proszę się zastanowić, co by Pani sprawiło przyjemność i robić to jak najczęściej!
Mam nadzieję, że swoim listem choć trochę pomogłam!
Naprawdę zachęcam do korzystania z dostępnej na stronie i na fb pomocy i wskazówek.
Jeśli ma Pani jeszcze jakieś pytania, wątpliwości – czekam i obiecuję odpisać.
Pozdrawiam ciepło,
Monika Szadkowska
PS.
Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!