Staram się żyć z boku społecznych, politycznych i obyczajowych dyskusji. Przynajmniej publicznie.
Jednak Światowy Dzień In Vitro postanowiłam „uczcić” wpisem na blogu.
Zastanawiałam się kiedyś, czy jest takie zagadnienie, które spowoduje, że stanę po konkretnej stronie barykady i będę otwarcie, publicznie mówić o swoim zdaniu, swoim stanowisku.
Jest takie zagadnienie.
In vitro.
Jestem za in vitro.
Zdecydowanie nie przekonują mnie argumenty, że kryje się w nim „coś” niewłaściwego.
Jestem za in vitro na tyle zdecydowanie, że postanowiłam napisać o tym na blogu. Otwarcie i wprost. Nie między wierszami wspominać, że ja też przeszłam procedurę in vitro, ale że jestem ZA.
Uważam, że to cudowne wsparcie w leczeniu niepłodności.
Cud dla wielu rodziców.
W niektórych przypadkach jedyna możliwość zostania rodzicami. Okupiona niesamowitym stresem, napięciem i lękiem o przyszłość.
Niełatwa, pełna dylematów, ale dająca szansę i nadzieję na rodzicielstwo. W wielu przypadkach spełniająca te marzenia.
Oczywiście, że było by lepiej gdyby nasze organizmy działały bez zarzutu. Ale tak nie jest. Robimy przeszczepy, ingerujemy w bardzo zaawansowany sposób w ratowanie, przedłużanie i kreowanie życia.
In vitro jest dla mnie kreowaniem życia.
Oczywiście, że byłoby najlepiej, gdyby pary decydujące się na dziecko zachodziły w ciążę naturalnie, ewentualnie przy niewielkim wsparciu medycyny. Chyba tego chcieliby wszyscy.
Ale tak nie jest.
Świat jest pełen zagrożeń i wyzwań. Choroby są wyzwaniami. Tak po prostu jest.
Ludzie mogą się nauczyć radzić sobie z zagrożeniami i przeciwnościami. I robimy to na różne sposoby.
Także przez rozwój medycyny czy technologii.
Także pracując nad sobą i swoim osobistym rozwojem.
In vitro to ostateczność dla par starających się o dziecko.
Cały czas ludzie nauki pracują i wymyślają leki, sposoby i metody na to, żeby leczenie różnych chorób było ekonomiczniejsze, skuteczniejsze, szybsze, mniej bolesne…
Pacjenci ze swojej strony też mogą coś robić, aby nie czuć się ofiarami eksperymentów, lekarzy czy własnej słabości. Ale aby czuć się partnerami we własnym leczeniu.
Mogą zmienić styl życia na sprzyjający zdrowiu, stosować badania profilaktyczne, inaczej się odżywiać, uprawiać sport, zrezygnować ze szkodliwych używek, pracować nad swoją psychiką, lepiej radzić sobie ze stresem dnia codziennego.
Mogą nauczyć się akceptować swoją chorobę, nauczyć się żyć z nieuleczalnym.
Możliwości osób dotkniętych chorobą, jakąkolwiek chorobą, są ogromne.
Pamiętajmy, że mogą też wybierać sposób leczenia, który pomoże im odzyskać zdrowie i/lub poprawi jakość życia.
Jestem coachem płodności. Moim zadaniem jest nauczyć osoby dotknięte niepłodnością, życia ze swoją chorobą, tak, żeby nie przysłoniła całego życia.
Nauczyć się ją akceptować, radzić sobie z emocjami, ze stresem, lękiem, poczuciem winy, z relacjami społecznymi związanymi z brakiem dziecka.
I jednocześnie szukać możliwości i sposobów na zajście w ciążę.
Dopóki fizjologicznie jest to możliwe lub kiedy dana osoba powie „dość”.
Bardzo bym chciała, żeby coaching płodności, który ma zmienić sposób myślenia i „odblokować” psychicznie płodność był wystarczającym narzędziem w leczeniu niepłodności.
Mam przekonanie, że my, ludzie mamy w sobie taki potencjał.
Czasami jednak trudno jest go uruchomić, odblokować, uwierzyć w taką cudowną możliwość.
Bywa i tak, że choroba jest niezależna od psychiki (na przykład zrosty jajowodów) i wtedy rolą coachingu płodności jest albo przeprowadzić mentalnie pacjentkę przez leczenie i zaawansowane procedury medyczne (myślę tu o in vitro), albo, jeśli z jakichś względów tego nie chce – nauczyć ją rozumieć sens tego, co ją spotkało. Przekonać, że można żyć szczęśliwie i poczuć się spełnioną mimo braku dziecka.
Mam ogromy szacunek dla osób które decydują się podjąć wyzwanie rzucone przez los i nie poddają się swojej chorobie tylko szukają rozwiązań.
Czasem takim rozwiązaniem w przypadku niepłodności jest in vitro.
Czasem umiejętność pogodzenia się z tym, czego nie możemy zmienić.
Zależy to od osoby, a w zasadzie od pary, która chce mieć dziecko.
In vitro wywołuje wiele emocji.
Niepłodność – jeszcze więcej. Jest wieloaspektowa i wielowymiarowa.
Bardzo dobrze w swojej książce, jak soczewce, uchwyciła to Małgorzata Rozenek–Majdan.
Tak o tym napisałam w swojej recenzji:
„Nie lubię oglądać filmów ani czytać książek o niepłodności.
Mam swoją historię, która choć zakończona szczęśliwie, zostawiła we mnie trwały ślad.
Rozmawiam w ramach coachingu płodności z kobietami, które chcą mieć dziecko, ale wtedy jesteśmy w procesie dokonywania zmian w sposobie postrzegania tego czasu w życiu przez kobietę. Nie mam wtedy poczucia bezsilności, tylko wiem, że realnie pomagam.
Dlaczego więc sięgnęłam po książkę pani Małgosi?
Chyba skusił mnie podtytuł „Rozmowy intymne” i fakt, że książka była niejako preludium do powstania Fundacji Małgorzaty Rozenek-Majdan, a działania pomocowo – wspierające dla kobiet i mężczyzn, którzy chcą mieć dziecko, są bliskie mojemu sercu.
To ważne, żeby z niepłodności i z procedury in vitro zdjąć maskę niewidzialności, tajemniczości. Wciąż za mało jest konkretów w przestrzeni publicznej, a za dużo ideologicznych obaw.
Ważne, żeby mówić szczerze i odważnie o swoich doświadczeniach, przekonaniach, problemach. Tylko wtedy niepłodność i in vitro przestaną być tematem tabu, kiedy my, osoby, które doświadczyły niepłodności, zaczniemy o tym mówić.
Odczarować in vitro, dostarczyć merytorycznej wiedzy medycznej, przekonać kobiety do szukania wsparcia i mówienia o niepłodności i emocjach z nią związanych – tak odczytałam główne przesłanie książki.„
Cały tekst przeczytaj TUTAJ.
Z okazji Światoego Dnia In Vitro życzę starającym się o Dziecko Parom szybkiego końca tej drogi. Pamiętajcie, że nawet jeśli nie ma dla Was innego wyjścia niż skorzystać z procedury, to jest to po prostu jedna z dróg.
Życzę Wam, żeby zakończyła się tupotem małych stópek.
Po prostu spełnieniem marzeń!
PS.
Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!