Witam serdecznie. Chciałabym się poradzić, może po prostu wygadać. A może pożalić. Jestem młoda. Mam niespełna 23 lata. Córkę urodziłam w wieku 21 lat. Decyzja o ciąży była w pełni świadoma, a córka- upragniona i długo wyczekiwana. Zaczęliśmy się starać o dziecko i myśleliśmy, że szybko się uda. Niestety. Mijały miesiące. A co miesiąc czułam złość i żal.
Nie wiem czy do siebie, do męża, a może do całego świata. Wiedziałam, że warto iść do lekarza. Wiedziałam, że warto się przebadać. Czekałam. Czekałam ten magiczny rok, po którym niby warto odwiedzić specjalistę. Minął rok. Ginekolog stwierdził rosnące pęcherzyki. Badania hormonalne wykazały niski progesteron. Był październik. Miałam iść do lekarza w listopadzie. Miał dać lekarstwo na podwyższenie progesteronu. Poszłam. Miesiączka się spóźniała 10 dni. Lekarz zlecił badanie z krwi.
Okazało się, że jestem w ciąży.
Nie stosowałam żadnych lekarstw. Po prostu wiedziałam, że się nie uda przez niski progesteron i odpuściłam jakiekolwiek starania. Dziś córka ma 14 miesięcy. Nadszedł moment kiedy postanowiliśmy że chcemy mieć drugie dziecko. Zaczęliśmy starania miesiąc temu. Kupiłam testy owulacyjne. Witaminy. Chciałam dobrze zacząć. Po owulacji pojawiły się dziwne objawy. Myślałam że się udało! Ale w głębi gdzieś miałam myśli- niemożliwe. Wtedy rok a teraz miesiąc? Nie. To nieprawda. No i cóż. Testy negatywne a miesiączka właśnie się kończy.
Piszę ponieważ sama nie wiem jak podejść do tych starań.
Strasznie się boję, że znów będzie to bardzo długo trwało. Tą miesiączkę przywitałam łzami. A to dopiero pierwszy cykl. Co będzie dalej? Minusem bardzo dużym jest to że mąż pracuje za granicą. Nie może na każde zawołanie przyjechać. Dodatkowo nie ma czasu na zdrowy tryb życia. Ale kiedyś prowadził podobny a mimo wszystko córka jest. Dlatego nie chcę wmówić sobie że to męża wina, że to wszystko trwa dłużej niż bym chciała. Kupię mu jakieś witaminy i trochę o niego zadbam. Sama też wybieram się do lekarza w celu sprawdzenia stanu zdrowia.
Tylko jak wytrzymać to wszystko i mniej cierpieć?
Bardzo się boję kolejnych porażek. Minął ponad rok. Mam córkę, wiec jesteśmy płodni. Nie mogło się coś nagle „zepsuć „. Tak strasznie boję się kolejnych rozczarowań. Z jednej strony cieszę się, bo kolejny cykl to kolejna szansa. Ale z drugiej widok jednej kreski odsuwa ode mnie całą radość. Nie mogę zrezygnować z testów i kontrolowania swojego ciała aby odpuścić, bo męża mam tak mało przy sobie, że licząc na cud czekałabym pewnie jeszcze więcej niż ten rok. Co więc zrobić? Czekam z niecierpliwością na odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie.
Moja odpowiedź:
Bardzo dziękuję za Pani list!
Z mojego punktu widzenia, jako coacha płodności to, że od początku starań szuka Pani różnych form wsparcia swojej płodności jest bezcenne.
Branie witamin, obserwacja owulacji, chęć zadbania o suplementy dla męża – dla wielu kobiet jest to ważne i jakoś oczywiste. Pani również to robi i bardzo dobrze! Ale też napisała Pani do mnie list, bo chce zadbać o swoje emocje już teraz! Na początku starań! Wiedząc, że czekanie na dziecko może się przeciągnąć i wiedząc, że źle Pani reaguje na negatywne testy ciążowe. To jest ważne i bardzo się cieszę, że tak podeszła Pani do kolejnych starań! Ma Pani takie doświadczenia z poprzedniego roku czekania na ciążę. I teraz, jak rozumiem chciałaby Pani przeżyć ten czas mniej boleśnie. No i żeby był krótszy niż rok. Czego z całego serca życzę!
Pisze Pani, że nie chce myśleć o niczyjej winie. I bardzo dobrze!
Jak najbardziej nie ma sensu nikogo obwiniać, bo nikt tu winny nie jest i nie będzie. Takie myślenie to pułapka. W dzieciństwie nauczono nas, że jak coś nam nie wyszło, to jest to nasza wina. Dopiero „odpokutowanie” powodowało, że można było dalej się bawić. I teraz, w życiu dorosłym, jak coś nie idzie po naszej myśli to mamy ochotę poszukać winowajcy. Jakby to coś ułatwiało, pomagało ukoić gniew – ale czyj? W dzieciństwie rodziców, a teraz?
Naprawdę nie ma sensu szukać winnych.
Po pierwsze czekanie na ciążę czasem trwa – płodność to bardzo delikatny i skomplikowany proces. I wbrew pozorom nawet w pełni zdrowi kochankowie nie mają co miesiąc stu procentowej szansy na sukces w postaci ciąży. To niczyja wina. To natura. A po drugie, po co siebie czy męża obwiniać i psuć atmosferę w związku? Lepiej zadbać o dobre relacje!
Pisze Pani również, że już macie córeczkę, więc jesteście płodni.
Z tym stwierdzeniem byłabym ostrożna. Niestety zdarza się coś, co się nazywa niepłodnością wtórną. Para, która ma dziecko (dzieci) ma trudności w zajściem w kolejną ciążę. Bo w międzyczasie organizmy zaczęły funkcjonować inaczej. Dobrze, że Pani planuje wizytę u lekarza i zrobienie badań, zwłaszcza, że były wcześniej problemy z prolaktyną. Badania mam nadzieję potwierdzą, że nie ma przeciwwskazań do naturalnych starań. Tylko potrzeba nieco cierpliwości.
W życiu rzadko jest tak, że „na pstryk” dostajemy to, co chcemy.
Chodzi o to, żeby się na życie o to nie obrażać, nie niecierpliwić i nie popadać w „dołki”. Potrzeba więcej dystansu i cierpliwości! A także nauki, jak sukcesywnie pozbywać się z siebie nadmiaru napięcia, złości i stresów. Bo to one, jeśli jest ich za dużo powodują „mega” doły i fatalne samopoczucie psychiczne na koniec nieudanego cyklu.
Praca nad przeżywaniem emocji jest przeważnie odsuwana przez kobiety w czasie, pomijana czy nawet lekceważona i to zarówno przez starające się jak i przez ich lekarzy. Ważne jest branie leków (wiem, że czasem konieczne), robienie testów, ewentualnie zmiana diety. Ale to, że kobieta nie radzi sobie z pierwszym dniem kolejnej miesiączki i ma tak zwanego doła?
Kogo to obchodzi?
Same kobiety uważają, że tak musi być, popłaczą w poduszkę, zrobią komuś awanturę, żeby pozbyć się złości i żalu i zaciskają zęby, bo trzeba mieć nową siłę i nadzieję na kolejny cykl. I mam takie poczucie, że większość z nas (sama niestety tak reagowałam jak czekałam na ciążę) uważa to za nieunikniony element starań…
A to nieprawda!
Można inaczej! Można tak popracować nad sobą, swoimi emocjami, swoim pragnieniem posiadania dziecka, żeby nie wpadać w mega doły. Ewentualnie w małe dołki 🙂 I to na krótko!
Jak?
Oto kilka moich pomysłów:
Codzienne spisać rzeczy, sprawy, które powodują złość i podrzeć kartkę.
Na bieżąco analizować swój stan emocjonalny, jak czuje Pani złość to nazwać to złością a nie poddenerwowaniem. W ten sposób nie kolekcjonuje Pani w sobie nieprzyjemnych uczuć, które i tak wybuchną, jak będzie gorszy dzień.
Codziennie przed zaśnięciem wyliczyć sprawy, zdarzenia za które odczuwa Pani wdzięczność.
Doceniać miłe chwile w ciągu dnia.
Pisze Pani, że bardzo boi się kolejnych rozczarowań – tu sukces osiągnie Pani, kiedy owaszem, będzie świadoma swojego lęku, ale nie będzie skupiać na nim swojej uwagi.
Nie wiemy ile jeszcze pojedyńczych kresek przed Panią, ale może Pani siedzieć, przeżywać to i się bać, a może Pani powiedzieć sobie „boję się kolejnego rozczarowania” a potem iść upiec ciasto, pobawić się z córeczką, zadzwonić do przyjaciółki. Po prostu zająć myśli czymś innym. Wtedy lęk, ponieważ nie poświęci mu Pani uwagi – zmniejszy się, pójdzie sobie w kąt i nie będzie psuł całego dnia!
Więcej pomysłów znajdzie Pani w moich artykułach:
http://chcemiecdziecko.pl/zajsc-ciaze-14-podstawowych-rzeczy-ktore-musisz-zrobic/
http://chcemiecdziecko.pl/odczarowac-pozytywne-myslenie/
http://chcemiecdziecko.pl/relaks/
http://nieplodnirazem.pl/jestes-nieplodna-i-starasz-sie-o-dziecko-zapamietuj-przyjemnosci/
Mam nadzieję, że teraz łatwiej zniesie Pani czekanie na drugą ciążę!
Życzę krótkiego czekania,
Pozdrawiam ciepło!
Monika Szadkowska
PS.
Pobierz bezpłatnie Ebook „Opanuj niepłodność w 5 krokach” i spraw, żeby czekanie na dziecko było łatwiejsze!