Jak wspierać osobę walczącą z niepłodnością.

Bycie przyjacielem, znajomym, rodziną osoby walczącej z niepłodnością nie jest łatwe. Nie ma nigdzie instrukcji, w jaki sposób mówić, pomóc, wspierać…

Z niepłodnością, jak z wieloma innymi problemami zdrowotnymi, chory musi często radzić sobie całkowicie sam, chociaż wokół ma rzeszę bliskich osób.

Z czasem to towarzystwo potrafi jednak się kurczyć.

Kiedy ktoś nie wie, w jaki sposób rozwiązać problem, często się po prostu od niego odsuwa.

I tak starające się o potomstwo pary zostają w pewnym momencie z niewielką grupą ludzi u boku, którzy chociaż próbują, często powiedzą lub zrobią coś nieodpowiedniego.

Tak było w moim przypadku.

Przez 4 lata starań rzesza moich znajomych skurczyła się do minimum.

Ci, którzy pozostali traktowali mnie jak drogie i bardzo delikatne szkło, którego lepiej nie ruszać.

Chociaż próbowałam tłumaczyć, czego potrzebuję, nie do końca mi to wychodziło.

W większości mówi się o tym „jak nie postępować” w stosunku do osoby starającej się, ale brakuje informacji, w jaki sposób się zachować.

Nie dziwne w sumie, że ludzie w pewnym momencie się odsuwają, bo skoro wiedzą czego nie mają robić, a nie wiedzą, co mają, to nie robią nic.


Podrzucam więc kilka zdań i zachowań, które bardzo chciałabym wówczas usłyszeć, oraz kilka ulubionych sytuacji, które zapamiętam do końca życia.


Zacznę od tego, że jedyne co taka osoba mogła wówczas dla mnie zrobić, to po prostu być przy mnie i zapewnić mnie, że moje problemy, humory i płacz nie sprawią, że się ode mnie odsunie.

Chciałam wiedzieć, że mam prawo przeżywać swoje emocje i żal, a nie ukrywać go za sztucznym uśmiechem.

Lubiłam też, kiedy ktoś, kto nie przeżył tego co ja, nie oceniał mojego bólu i otwarcie zaznaczał, że nie rozumie i nie zna go.


Zdania idealne, które bardzo chciałabym usłyszeć od bliskich:

💚 Trudno mi nawet wyobrazić sobie co czujesz i nie wiem jak ci pomóc, ale jestem tu dla ciebie, jakbyś potrzebowała czegokolwiek.

💚 Popłacz sobie, wykrzycz się, mów, milcz. Co tylko chcesz. Jestem tutaj, żeby cię wspierać

💚 Często myślę o tobie i chciałabym wiedzieć co u ciebie. Jeśli będziesz miała ochotę się podzielić, chętnie posłucham, ale uszanuję też, jeśli wolisz zachować to dla siebie.

💚 Jeśli potrzebujesz czasu na przetrawienie tej informacji (np. informacja o ciąży) dam ci chwilę i odezwę się do ciebie za tydzień (i żeby faktycznie się odezwała – staraczce może być ciężko zrobić pierwszy krok)

💚 Twoje emocje są zrozumiałe. Masz prawo tak się czuć a ja jako twoja przyjaciółka/koleżanka będę przy tobie niezależnie od twojego samopoczucia


Trzy sytuacje, które chciałabym tu przytoczyć, zdarzyły się naprawdę.

Możliwe, że nie pamiętam ich w całości bo trudne emocje często zniekształcają obraz. Pamiętam jednak, że nie byłam sama i czułam ciepło i miłość drugiej osoby w gorszym momencie życia.

Jedna z tych sytuacji to krótko po którejś stracie – a właściwie w jej trakcie.

Leżałam w łóżku czekając na krwawienie, z bólami brzucha i bólem serca. Mąż miał nockę w pracy, więc byłam zdana na seriale i samotność. Znajoma była z mężem na imprezie i napisała sms, czy jest ktoś ze mną w domu. Nie chciałam jej ściągać z imprezy, więc napisałam, że jestem sama, ale jest wszystko ok. Kilka godzin później rozległ się dzwonek do drzwi. Niespodziewanie koleżanka wpadła zaraz po imprezie i odwiezieniu męża do domu. I tu usłyszałam drugi tekst z mojej listy. Powiedziała, że nie wie, czy jest mi potrzebna, ale po prostu sobie usiądzie i będzie siedziała, a ja mam płakać, oglądać dalej seriale, rozmawiać – co tylko chcę. Nie pamiętam jak wyglądał dalej wieczór, ale pamiętam ciepło i spokój, który pojawił się w tym momencie.

Jako drugą celowo biorę sytuację z początków starań, bo fajnie pokazuje dwa różne podejścia do tematu.

Siedziałyśmy we 3. Ja po 2 latach starań z zerowymi efektami (jeszcze przed biochemicznymi), koleżanka w ciąży, ale już po 1 stracie i koleżanka, która przyznała się właśnie, że kiedyś poroniła i nikt o tym nie wie. Powiedziałam wówczas, że mi jest bardzo ciężko, że w temacie mojej ciąży nie dzieje się zupełnie nic i tracę nadzieję. Otworzyłam się i miałam łzy w oczach. Wiedziałam, że każda z nas ma za sobą przejścia i myślałam, że wszystkie się wesprzemy. Jednak dziewczyna w ciąży powiedziała, że nie mogę porównywać swojego bólu do ich, bo nigdy nie byłam w ciąży i nie czułam tej straty. Druga, zapłakana jeszcze od swojego wyznania, podeszła przytuliła mnie i powiedziała tylko „nie wiedziałam, że tak się czujesz”. Nie wiedziała, może nie miała siły nic innego powiedzieć – po prostu mnie przytuliła, Gdyby nie ona, ten wieczór kojarzyłby mi się jako traumatyczny, mimo że nic strasznego się nie stało.

Na koniec wrażliwość, szczerość dziecięca, która urzekła mnie do kości.

Po jednej z kolejnych strat odwiedziła mnie przyjaciółka z moją 8- letnią chrześniaczką. Często przyjeżdżały, kiedy wiedziały, że muszę czymś zająć głowę i skutecznie zajmowały mi czas i myśli. Zabrałam małą na plac zabaw, a jej mama poszła w tym czasie na zakupy. Mała w pewnym momencie powiedziała „Ciociu, mama wyjaśniła mi co się stało. I wiesz co? Bardzo mi przykro, że umarła twoja dzidzia taka malutka jak groszek. Mam nadzieję, że końcu ci się uda, a jeśli nie, to pamiętaj, że masz nas.

Ja cię bardzo kocham i mama też.

Ja też jestem trochę twoją córką”.

I z tym dziecięcym akcentem was zostawię…

I_am_mom_ivf